W niedzielny poranek wypiłyśmy z Martą kawę i jej tato odwiózł nas na przystanek autobusowy skąd pojechałyśmy do Olsztyna. Marta do Kościoła, a ja zwiedzałam miasto. Z czystej ciekawości poszłam na „służbę Bożą” jak mi powiedziały Panie zmierzające do cerkwii. Po zakończonej służbie Bożej zwiedziłam też jedną okoliczną parafie kościoła Rzymskokatolickiego - pod względem architektonicznym jest ładnie wykonana. Następnie spotkałyśmy się z Martą i pojechałyśmy PKS-em do Ostródy. Jechały też siostry zakonne na tzw. rekolekcje milczenia. Porozmawiałam z nimi o tym, czym, się zajmują na codzień i o warsztatach, na które właśnie jechałam. Po całogodzinnej podróży, wysiadając z autobusu PKS już o Ostródzie poszłyśmy z harysią na przystanek MPK by dojechać z bagażami do ośrodka, którego pełna nazwa to „Ośrodek katechetyczno – misyjny Ostróda Camp” Na tym przystanku było już kilka osób, które jak się w czasie naszej rozmowy okazało jechały na te same warsztaty, co ja były to np. Magda z Konina, Szymon z Pauliną – narzeczeństwo, oraz wiele innych osób z Cieszyna. W ośrodku zarejestrowałam się w recepcji i zostałam przydzielona do pokoju numer 15 właśnie z tą Magdą, o której wspominałam kilka linijek wyżej – 27 letnia, byłam też z Hanią – 38 lat i 24 letnią Anią, ale nie samą tylko z dzidziusiem 3 miesięcznym w brzuchu. Pierwsze 4 dni były dla mnie czasem, w którym powtarzałam, że chce jechać do domu i co ja tu (w tym miejscu) robie, i że jestem głupia. Spowodowane to było poprzez czas, jaki dzień wcześniej miałyśmy z Martą. Ona nie zdawała sobie sprawy z tego, że mnie rani, wybaczyłam jej. Warsztaty te były dla mnie czasem wielkiej (wewnętrznej) duchowej przemiany. Pierwszą i podstawową zarazem sprawą było moje otwarcie się na ludzi, na rozmowy z nimi, było to dla mnie ciężkie, ponieważ w swoim życiu bez Boga, a także już w czasie życia z Bogiem wiele osób mnie zraniło i zamknęłam się na szczere z nimi rozmowy. Miałam tylko jednego przyjaciela, - człowieka – brat ten jako jeden potrafił mnie zrozumieć i wysłuchać, pomimo, że dużo nie mówiłam. Przed środową wieczorną społecznością, miałam czas rozmowy z siostrą Żanetą (ze zboru w Olsztynie). Był to dla mnie błogosławiony czas, kiedy podczas tej rozmowy otworzyłam się na nią, powiedziałam o swoich problemach, niezaspokojonych potrzebach, ona mnie przygarnęła jak siostra - przyjaciółka, dziękuję Bogu za ten czas (poznałam ją w zeszłym roku podczas mojego pobytu u Harysi, wówczas nie było okazji z Żanią porozmawiać). Po kolacji codziennie była wieczorna społeczność, na której Janusz Ciepliński (jeden z organizatorów), powiedział, żeby osoby, które potrzebują modlitwy wyszły na środek, a jeśli to są bardzo prywatne sprawy żeby zostały po wieczornej społeczności. Ja nadal czułam blokadę by porosić o taką modlitwę, ale Żania i Magda z mojego pokoju wspierały mnie w tym, bym poczekała i modliła się razem z Jurkiem Dajukiem. Jurek Dajuk, modlił się o mnie o moje choroby i zranienia. To był moment, kiedy po raz pierwszy otworzyłam swoje usta wołając szczerze do Pana z serca (na tych warsztatach). Tego wieczoru poczułam jak Bóg na nowo pragnie mnie przygarnąć do siebie, poprzez ludzi, którzy mnie otaczają i bezpośrednio wskazuje mi, co mam zmienić w swoim życiu by stawać się lepszą i podobniejszą do Niego. Prosiłam Boże zmieniaj mnie, bo jestem gliną w Twoich rękach, a Ty garncarzem, uzdalniaj mnie w służbie dla Ciebie, tego pragnę.
Czwartkowy poranek był dla mnie dniem, w którym moje życie obozowe rozpoczęło się na nowo. Na poranną społeczność nie poszłam, bo poprostu mój organizm potrzebuje większej ilości snu, ale nie oznacza to, że nie miałam czasu z Panem Bogiem. Współlokatorki codziennie przynosiły mi śniadanie ze stołówki, bo ten czas śniadania był dla mnie czasem dla Pana, o godzinie 10 rozpoczynały się warsztaty z J. Dajukiem, ale nie zawsze na nich byłam, ponieważ były to warsztaty z emisji głosu, praktycznie to, co już wiedziałam, a czas, kiedy mnie nie było na tych warsztatach spędziłam na podstawowej nauce zasad tworzenia akompaniamentu na pianino, dzięki usłudze Żanety. O godzinie 11.45, kiedy Żaneta szła na swoje lekcje z piana – z Ewą Seferynowicz, ja szłam do Kaplicy na warsztaty wokalne – część praktyczną, którą prowadził Adam Kosewski – student drugiego roku na Akademii Jazzowej w Katowicach, członek Missio Musica, stowarzyszenia chrześcijańskiego, które zorganizowało te warsztaty. Po zakończonych zajęciach z wokalu był obiad i czas wolny, który spędzałam z dziećmi, np. Kasi Orszulak, nauczycielki flecistek, z córką siostry Ani w Warszawy, do której dostałam zaproszenie, i innymi dziećmi. Kolacja była o godzinie 19, a po niej wieczorna społeczność, na której było uwielbianie Boga, modlitwy, świadectwa, i dzielenie się wrażeniami z misji ewangelicznych.
Dnia 15 sierpnia nie poszłam na kolacje, ponieważ zasłabłam, myślałam, że to będzie omdlenie, zostałam w pokoju, gdy odpoczęłam i moje samopoczucie się poprawiło wyszłam na korytarz i zobaczyłam jak dzieci się bawią, wtedy po raz pierwszy podeszłam do nich i zaczęłam z nimi rozmawiać. Podeszła Gosia Dajuk i nawiązała z nami rozmowę, a skończyła się ona na tym, że doradzała mi w kroczeniu drogami Pańskimi, opowiadałam jej o swoim zborze, i powiedziała, że nie mogę w nim dalej być, i że po przyjeździe do siebie będzie szukała dla mnie innego zboru w mojej okolicy. Dobry czas, o który zatroszczył się Bbóg a nie ja, bo nasza rozmowa zaczęła się od tematu o dzieciach i pracy z nimi. z Gosią będę w stałym kontakcie a jej córka Sonia też bardzo mnie polubiła.
O godzinie 17 każdego dnia rozpoczynały się wykłady z serii „muzyka w Kościele”, a w piątek był panel dyskusyjny na temat wyżej wymieniony. Do współudziału został zaproszony Pastor Tatar Piotr z Olsztyna, w tym dniu wraz z żoną i synem odwiedzili ośrodek. Kiedy to właśnie zmierzałyśmy z Żanetą na wykład połączony z dyskusją miałam sposobność porozmawiać z Pastorem Tatarem. Podczas rozmowy z nim, powiedział takie słowa, że jesteśmy z harysią siostrami i przyjaciółkami duchowymi (parafraza kontekstu). Pytał mnie również, co u mnie słychać, w rodzinie, zborze, a przede wszystkim moim życiu duchowym, gdyż wcześniej wysłałam mu smsy z cytatami z Pisma Świętego i wiedział, co przeżywam duchowo, a od jakiegoś czasu, gdy zginał mi telefon nie roiłam tego. Pastor powiedział, że się martwi o mnie i zastanawia, co się u mnie dzieje. Rozmowa ta była dla mnie zbudowaniem.
W tym samym dniu, ale po społeczności wieczornej siedząc juz w budynku postanowiłam wysłać wszystkim moim znajomym cytat z Pisma Świętego, który właśnie tego dnia mnie zbudował - dziś juz niestety nie pamiętam, jaki to był. Cytat ten wysłałam również Emilce, osobie, z którą odważyłam się porozmawiać po rozmowie Żanetą, (Emilka, też jest z Olsztyna) Ona nie miała mojego numeru telefonu i na drugi dzień zaczęła zastanawiać się, kto do niej pisze takie smsy (byłam w tym czasie u niej w campingu) powiedziałam, jej, że ten numer komórki to mój, powiedziała mi, że budują ją te smsy.
Od piątku na warsztatach był czas zapinania ostatnich przysłowiowych guzików, próby zespołowe, solistów, chóru, ponieważ w sobotę o godzinie 19 na Ostródzkim molo był koncert kończący warsztaty (zarejestrowane na płycie). I właśnie podczas piątkowej próby, akustycy wraz z organizatorem nagrali w formacie mp3 cztery utwory, które wykonywaliśmy jako chór (będą do ściągnięcia na stronie Missio, wraz z plikami, mp3 z wykładów).
Marta po koncercie przyjechała z nami do ośrodka, rozmawiałam z nią długo o śmierci jej brata, w sumie ona mówiła, ja tylko słuchałam. Jej brat zginął w wypadku, w sobotę rano był pogrzeb, potrzebuje pomocy, obecności drugiego człowieka i modlitwy.
W niedzielę po porannej społeczności o godzinie przed 12 był czas wolny wymiana adresami, ostatnie rozmowy i czas na obiad o godzinie 13, po którym musieliśmy wszystkie bagaże znieść na dół. Ja ten czas wykorzystałam na rozmowę z Ewą Seferynowicz, a następnie z Januszem Sałacińśkim
Podczas generalnej próby na sobotni koncert podeszła do mnie Ewa Seferynowicz, która wskazała mi na warsztatach (gościnnie była) osobę, zajmująca się dziećmi i pedagogiką, po próbie podeszłam do niej zapytać, na jakiej jest specjalności i którą z możliwych polecałaby gdybym się dostała na studia - wyniki 5 września. Co się okazało?.., za dwa dni, w dzień wyjazdów naszych do domów, powiedziała mi, że obserwowała mnie i moje podejście do dzieci, i że powinnam kształtować się w tym właśnie kierunku, bo zauważyła że z sercem otwartym podchodzę do dzieci